poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Klamka zapadła ...

Muszę przyznać, że długo zwodziłem "M" jednocześnie cały czas pisząc książkę na którą On tak z utęsknieniem czeka. Nie mówiłem mu, że już już ją kończę. Nie powiedziałem mu nawet, że ją zacząłem pisać, tylko cały czas wysłuchiwałem jego historii i notowałem. Siadałem później przed kartką papieru i po nocach pisałem. Nie miałem zresztą innego wyjścia gdyż sen przychodzi mi już z dużym trudem. W jakimś sensie M za to też odpowiada - ciągle nie mogę pogodzić się z faktem, że po tym jak komunizm wydał ostatnie tchnienie, ludzie są tak niszczeni jak On.
Chciałbym mieć jego optymizm i wiarę w to, że moja pomoc w postaci napisanej książki przyniesie mu jakikolwiek efekt. Przyznam, że imponuje mi w jakimś sensie to w jaki sposób On zniósł i dalej znosi upokorzenia i życiową klęskę. Ciągle walczy, ciągle się stawia i ciągle wierzy w sukces, czyli uniewinnienie.
Wiem, że wierzy we mnie i w to co ja napiszę ... choć do dzisiaj nie wiedział, że cały czas pisałem. Ta krótka chwila jego radości, kiedy mu powiedziałem, że lada dzień oddam mu pierwszą wersję książki, była czymś co samo w sobie dało mi potwierdzenie słuszności, że było warto.
... żeby tylko udało mu się to wydać ... i żeby ktokolwiek wpływowy ją przeczytał.
TJZ